Krytycy Newtona zarzucali mu często, iż objaśnia zbyt mało: bada prawidłowości matematyczne, a nie sięga istoty rzeczy, nie uczy, jaka jest natura światła. Teorie i eksperymenty Newtona dostarczały precyzyjnego opisu zjawisk, ale nie wyjaśniały, dlaczego zjawiska zachodzą w taki właśnie sposób. Newton był zdaniem wielu swoich współczesnych raczej matematykiem niż filozofem. Filozofowie przyrody wciąż spodziewali się sięgnąć do istoty rzeczy, przeprowadzić to, co nie udało się Arystotelesowi, korzystając tym razem z pewnych rozumowań popartych eksperymentem. Najważniejszym – jak się wydawało – pytaniem optyki było: Czym jest światło – zbiorem cząstek czy jakimś specjalnym ruchem eteru wypełniającego świat?
Memoriał przesłany Towarzystwu Królewskiemu w 1675 r. zawierał hipotezę dotyczącą światła i eteru oraz opis doświadczeń z cienkimi warstwami. Praca ta nie ukazała się drukiem i Newton później mało zajmował się optyką. Dopiero w roku 1704, niemal dwadzieścia lat po wydaniu Principiów, zdecydował się ogłosić swoje prace optyczne. Teoria barw weszła do pierwszej księgi Optyki, badania pierścieni do drugiej. Księga trzecia, ostatnia i najkrótsza, zawierała doświadczenia nad dyfrakcją. W późniejszych wydaniach Newton dodał na końcu Optyki spekulacje w formie pytań lub przypuszczeń – Queries – na temat natury światła, mechanizmu widzenia, natury grawitacji oraz reakcji chemicznych. Queries były rodzajem postscriptum do naukowej twórczości Newtona. Mógł w nich dość swobodnie wypowiedzieć swoje opinie, opatrując je za każdym razem ostrożnym znakiem zapytania.
Newton wierzył przez całe życie, że światło składa się z cząstek. Po krytyce z lat siedemdziesiątych zdawał sobie jednak sprawę, że nie dysponuje bezpośrednimi dowodami. W Optyce unika wyraźnego stwierdzenia, czym jest światło, choć pośrednio cały tekst książki ujawnia pogląd korpuskularny na naturę światła. Już pierwsza definicja – promienia świetlnego – określa go jako najmniejszą część światła, jaką można wydzielić w sensie przestrzennym i czasowym. Newton mówi też, że promienie świetlne mają „najmniejsze części, i to zarówno następujące po sobie wzdłuż tej samej linii, jak i współczesne sobie na wielu liniach”, ale nigdzie nie mówi wprost, że światło składa się z cząstek.
Pogląd, że światło jest złożone z różnych rodzajów promieni, że jest mieszaniną, był drugą idée fixe Newtona w optyce. Światło nie jest modyfikowane przy przechodzeniu przez pryzmat, lecz jedynie ujawnia swą pierwotną złożoność. Promienie jednorodne mają zaś stałe właściwości – są rodzajem atomów świetlnych, których nie można w żaden sposób zmodyfikować. Poglądy te Newton konsekwentnie wyznawał przez całe życie, nie przyznając się do jakiejkolwiek ewolucji swych przekonań.
W Hipotezie z 1675 r. Newton objaśniał zachowanie światła wpływem wszechobecnego eteru, wypełniającego wszelkie szczeliny i pory między innymi cząstkami materii. Teoria światła musiała m.in. wyjaśnić, dlaczego cząstki światła rozchodzą się z ogromnymi prędkościami. Newton uważał wtedy, że światło ma własną zasadę ruchu, pewną siłę, która rozpędza jego cząstki, dopóki opór eteru nie zrównoważy jej działania:
w podobny sposób, jak kiedy ciała upuszczone w wodę są przyspieszane, dopóki opór wody nie wyrówna siły ciężkości. Bóg, który dał zwierzętom zdolność poruszania się niedostępną naszemu pojęciu, zdolny jest bez wątpienia nadać ciałom inne zasady ruchu, które dla nas są równie niepojęte [50].
Opór eteru określać miał prędkość cząstek światła: gdzie eter był gęstszy, tam światło poruszało się wolniej. Aby spełnione było prawo załamania, należało przyjąć, że eter jest w gęstych materiałach rzadszy. Eter stał się w ten sposób w Hipotezie jakby negatywem pozostałej materii – najgęstszy był tam, gdzie nie było innych cząsteczek. Przejście światła z powietrza do szkła oznaczało więc zmniejszenie gęstości eteru i jego oporu.
Później w Principiach Newton udowodnił, że przynajmniej w ruchu ciał niebieskich nie obserwuje się żadnego oporu eteru. Można natomiast wyjaśnić ruchy planet za pomocą sił grawitacji działających na odległość. Podobną ideę sił działających na odległość zastosował również w optyce, choć tym razem nie udało mu się odkryć prawa rządzącego siłami. Przypuszczał, że cząstki światła, gdy wyrwą się już z obszaru przyciągania cząsteczek ciała (np. pod wpływem bardzo silnych drgań cieplnych), są silnie odpychane i rozpędzają się do ogromnej prędkości.
Ryc. 15 Ugięcie światła w pobliżu włosa według Newtona |
Zasady mechaniki łącznie z koncepcją sił działajacych na odległość łatwo dostarczały matematycznych praw odbicia i załamania. Nieścisłe rozumowanie Kartezjusza zostało zastąpione precyzyjnymi twierdzeniami. Prawa mechaniki pozwoliły również na sformułowanie pierwszej teorii współczynnika załamania. Rozważając związek sił na granicy próżni i danego materiału ze zmianą prędkości Newton wywnioskował, że wielkość n2 – 1, gdzie n jest współczynnikiem załamania, proporcjonalna jest do siły. Dzięki temu mógł sprawdzić, czy wszystkie ciała jednakowo przyciągają światło. Po przeanalizowaniu danych Newton doszedł do wniosku, że współczynnik załamania zależy od gęstości ciała oraz zawartości siarki w danym ciele. Siarkę uważano wtedy za składnik wszystkich ciał. Jej zawartość określać miała stopień palności substancji. W ten sposób głęboko zakorzeniony pogląd alchemików o związku siarki ze światłem stał się u Newtona hipotezą potwierdzoną danymi liczbowymi, uzyskanymi z zestawienia obserwowanych wielkości n2 –1 oraz gęstości wielu ciał.
Największą trudność sprawiało zjawisko dyfrakcji. Teoria barw tym razem nie pozwoliła odsłonić sekretu zjawiska, choć doświadczenia w świetle jednobarwnym znów pomogły objaśnić kolory obserwowane w eksperymentach z białym światłem. Mimo precyzyjnych pomiarów i całego kunsztu eksperymentalnego wyniki nie układały się w konsekwentną teorię. Newton wykazał m.in., że granice cienia rzucanego przez włos są krzywoliniowe (ryc. 15). Wyjaśnienia tego zjawiska szukał w siłach odpychających, które maleją z odległością i działają rozmaicie na różne promienie. W sumie jednak w Optyce nie ma żadnej teorii opisującej zjawiska dyfrakcji. Newton musiał zdawać sobie sprawę, że trudno objaśnić tworzenie się prążków dyfrakcyjnych na gruncie mechaniki. W Queries zastanawiał się, czy ruch cząstek światła w pobliżu ciała uginającego nie przypomina ruchu węgorza, co miałoby w rezultacie dawać periodyczne prążki.
Konkurencyjnym poglądem na naturę światła była teoria impulsowa lub falowa Huygensa, przedstawiona w 1678 r. przed paryską Akademią Nauk, a opublikowana dopiero w 1691 r. jako Traité de la lumiere (Traktat o świetle). Teoria Huygensa była w pewnym stopniu rozwinięciem idei Hooke'a. Huygens podobnie jak Kartezjusz (i Hooke) odrzucał istnienie próżni i sądził, że świat wypełniony jest eterem. Światło miało być ruchem przekazywanym przez sprężyste cząstki eteru. Owo przekazywanie ruchu przypominałoby uderzenie rozpędzonej kuli w szereg stykających się, nieruchomych kul. Jeśli tylko kule są jednakowe i doskonale sprężyste, to ruch zostanie przekazany od pierwszej do ostatniej bez strat. Wielka prędkość światła (obliczona w 1676 r. przez pracującego również w Paryżu Roemera) świadczyć miała o ogromnej sprężystości eteru.
Teoria falowa próbowała również wyjaśnić prostoliniowe rozchodzenie się światła. Cząsteczki ciała poruszając się gwałtownie, np. pod wpływem ognia, przekazują swój ruch eterowi, wzbudzając w nim fale elementarne. Fale te następnie składają się w jeden silniejszy impuls, który obserwujemy. Czoło tak powstałej fali wypadkowej jest obwiednią owych elementarnych fal (na ogół kulistych) – jest to sławna zasada Huygensa. Huygens mówi wprawdzie o falach i powołuje się na analogię do fal wodnych, lecz uważa owe impulsy za nieokresowe, jego fale są zaburzeniami bez żadnej okresowości przestrzennej czy czasowej, przypominają raczej fale uderzeniowe rozchodzące się po wybuchu. Fala za szczeliną będzie mieć brzegi prostoliniowe – dowodzi Hugens – części fal bowiem, które rozchodzą się poza obszarem geometrycznego cienia, są „zbyt słabe, aby wytworzyć tam światło”.
Huygensowi udało się ze swej intuicyjnej zasady wyprowadzić prawo odbicia oraz prawo załamania. To drugie wymagało, aby prędkość światła, np. w wodzie, była mniejsza niż w powietrzu, odwrotnie niż u Newtona. Doświadczalne rozstrzygnięcie sprzeczności między obiema teoriami było jednak jeszcze długo niemożliwe z powodu wielkiej prędkości światła i trudności technicznych pomiaru.
Ryc. 16 Rozchodzenie się fal za szczeliną według Newtona |
Newton z kolei sądził, że fale nie mogą rozchodzić się prostoliniowo i muszą silnie uginać się (jak powiedzielibyśmy dzisiaj) na przeszkodach. Rycina z Principiów ilustruje jego pogląd na możliwość objaśnienia zjawisk świetlnych za pomocą fal (ryc. 16). O różnicy między zachowaniem się fal (w tym wypadku dźwiękowych) i światła świadczył jego zdaniem fakt, że dzwon albo działo słychać zza wzgórza nawet wtedy, gdy ich nie widać. Ponieważ jednak cienie przedmiotów są ostro zarysowane, przeto światło nie może być falą.
Oczywiście ani Huygens, ani Newton nie potrafili analizować nakładania się fal – zjawisk interferencji i dyfrakcji. Dlatego nie zdawali sobie sprawy z roli długości fali jako naturalnej skali odległości, powyżej której zjawiska dyfrakcyjne stają się niewidoczne. Okresowe zmiany barwy w cienkich warstwach, które są od XIX w. podręcznikowym przykładem interferencji fal, były dla Newtona kolejnym argumentem przeciwko teorii impulsowej typu Huygensa czy Hooke'a: uważał bowiem, iż nie ma powodu, aby fala zachowywała się w taki sposób.
Aby objaśnić barwy obserwowane w cienkich płytkach, Newton odwołał się jeszcze raz do wpływu eteru. Gdy cząstka światła przechodzi przez pierwszą powierzchnię płytki, wywołuje efekt podobny jak wrzucenie kamienia do wody: w eterze rozchodzi się fala składająca się z kolejnych zgęszczeń i rozrzedzeń. Fala ta wyprzedza cząstkę światła. Gdy cząstka światła dociera do drugiej powierzchni, może zostać przepuszczona albo odbita – w zależności od tego, czy natrafi tam na rozrzedzenie, czy na zgęszczenie eteru. Każdej barwie światła odpowiadałaby więc fala eteru o określonej długości.
Fale eteru wyjaśniać miały również widzenie barw. Różne rodzaje drgań, wywołanych uderzaniem promieni świetlnych o siatkówkę, przenoszone są wzdłuż nerwów do sensorium, gdzie powstaje wrażenie. Mieszanie się rozmaitych drgań wytwarza wrażenia bieli, drgania o największej długości odpowiadają wrażeniu czerwieni i żółci itp. Konsonanse tych drgań byłyby odpowiedzialne za harmonię kolorów – pomysł, do którego Newton był bardzo przywiązany. Naciskając oko palcem w ciemności, można wywołać trwające około sekundy wrażenie tęczowych kół, co potwierdza, że drgania mechaniczne są przyczyną wrażeń wzrokowych.
Optyka pisana była już po Principiach i wyjaśnienia odwołujące się do eteru nie wydawały się wtedy Newtonowi zbyt pewne. Aby uniknąć wdawania się w hipotetyczne spekulacje na temat fal eteru, przyjął teorię tzw. przystępów zdolności odbijania. Promień świetlny znajdowałby się periodycznie w stanie pozwalającym na łatwe przejście przez granicę ośrodków bądź łatwe odbicie od tej granicy. Każdy promień doświadczałby takich okresowych nawrotów zdolności przechodzenia i odbijania już od chwili swego wysłania. Teoria taka jest niezgodna z doświadczeniem. Przewiduje np. zawsze odbicie części promieni od pierwszej powierzchni, niezależnie od grubości płytki. Tymczasem przy pewnych grubościach nie mamy wcale odbicia, co zauważył w XIX w. Fresnel. Wtedy też dopiero udało się znacznie lepiej wyjaśnić zjawiska odkryte przez Newtona i Hooke'a. Falowa teoria Fresnela objaśnia zresztą barwy cienkich warstw w sposób bliższy pomysłowi Hooke'a.
Choć Newton zdawał sobie sprawę, że trudno wykazać doświadczalnie istnienie eteru, to jednak podobnie jak Huygens spekulował na jego temat przez całe życie. Teoria przystępów nie oznaczała bynajmniej odrzucenia samej koncepcji eteru, była jedynie próbą oddzielenia wiedzy sprawdzonej doświadczalnie od hipotez. Eter nadal wydawał się najlepszym, jeśli nawet tylko hipotetycznym, wyjaśnieniem przystępów łatwego odbicia. W 1717 r. do kolejnego wydania Optyki dołączył serię Queries dotyczących eteru. Teraz eter zgodnie z mechaniką Principiów miał być bardzo rozrzedzony. Musiał też przenosić fale sprężyste prędzej niż biegnie światło – aby objaśnić zjawiska w cienkich warstwach. W rezultacie jego właściwości stały się jeszcze bardziej niezwykłe niż dawniej: miał być wieleset tysięcy razy rzadszy od powietrza i jednocześnie wieleset tysięcy razy bardziej od niego sprężysty.
Obie teorie, Huygensa i Newtona, napotykały trudności, o których ich twórcy wspominali niechętnie. Huygens unikał mówienia o barwach, Newton nie mówił wprost o cząstkach światła. Obie teorie okazały się w różny sposób przydatne w badaniu dwójłomności. Zjawisko odkryte w roku 1669 przez Duńczyka Erasmusa Bartholina w kryształach szpatu islandzkiego (kalcytu) polega na rozszczepieniu padającego światła na dwie części: jedna załamuje się zgodnie z prawem Snella (promień zwyczajny), druga niezgodnie (promień nadzwyczajny). Huygens objaśnił załamanie promienia nadzwyczajnego przyjmując, że fale elementarne są w tym wypadku elipsoidami (a nie sferami). Udało mu się ustalić rozmiary i orientację tych elipsoid względem kryształu, a tym samym podać prawo załamania promienia nadzwyczajnego.
Huygens sądził, że promień zwyczajny przenoszony jest przez eter wypełniający kryształ, promień nadzwyczajny natomiast – przez cząstki samego anizotropowego kryształu. Nie udało mu się jednak wyjaśnić w ten sposób zjawiska, które sam odkrył i sumiennie opisał w swoim Traité. Gdy mianowicie promień światła rozszczepiony przez kryształ szpatu przepuścimy przez drugi identycznie ustawiony kryształ, to promienie już nie rozszczepią się ponownie, lecz zwyczajny załamie się zwyczajnie, a nadzwyczajny – nadzwyczajnie. Gdy drugi kryształ obrócimy o kąt prosty względem pierwszego, to oba promienie zamienią się rolami, przy czym znów nie rozszczepią się na dwa.
Z punktu widzenia Newtona (który zajął się tym problemem w 25. Query) sytuacja jest jasna: mamy tu jeszcze raz do czynienia z analizą światła. Zjawiska opisane przez Huygensa można objaśnić pewną symetrią prostokątną promieni, które byłyby zatem czymś w rodzaju magnesów posiadających bieguny. Padające światło rozdziela się na dwa promienie o różnych orientacjach; po przejściu do drugiego kryształu oba promienie zachowują w dalszym ciągu swoje orientacje. Newton naszkicował jedynie ideę, dość bliską polaryzacji (która jest przyczyną zjawiska). Nie starał się jednak objaśnić istotnych trudności: dlaczego światło dzieli się tylko na dwie wiązki zamiast na nieskończenie wiele jak w pryzmacie ani jak objaśnić mechanicznie bieg promienia nadzwyczajnego.
Dopiero w 1706 r., w 29. Query do Optyki Newton postawił wprost pytanie, czy światło nie składa się z cząstek. Nigdy jednak nie sformułował tej hipotezy jako jedynej możliwej do przyjęcia. Podstawowe pytanie siedemnastowiecznych badaczy: Czy światło jest cielesne, czy też jest ruchem? – pozostało bez definitywnej odpowiedzi.