APOSTACI I PROROCY

Czy można znaleźć coś wiarygodniejszego od historii opowiadającej przeszłość tak, iż zarazem przepowiada rzeczy przyszłe, z których jedne w wielkiej liczbie spełniły się na naszych oczach, a po­zostałe muszą się spełnić w przyszłości, jak się tego bez żadnej wątpliwości spodziewamy?

Św. Augustyn

Zainteresowanie Newtona teologią datuje się od pierwszych lat spę­dzonych w Cambridge. Wśród najwcześniejszych książek w jego bi­blio­tece znalazły się Institutio christianae religionis – podstawowe dzieło doktrynalne Jana Kalwina, oraz komentarze do Nowego Testa­mentu i zbiory teologicznych loci communes. Pierwsze manus­krypty teologiczne pochodzą z początku lat siedemdziesiątych, i wła­ś­nie od tego czasu teologia pozostawała jedną z dziedzin do­cie­kań Newtona. W pewnych okresach teologia i alchemia fascyno­wały go bardziej niż nauki matematyczne, jeśli dosłownie potra­ktować listowne zapewnienia Newtona, iż nie zajmuje się już „filozofią”.

Zainteresowania teologiczne w ówczesnym Cambridge były zna­cz­­nie bardziej naturalne niż zainteresowanie „filozofią”, o mate­ma­tyce nie wspominając. Co więcej, jednym z warunków, które mu­siał spełnić każdy z członków Kolegium św. Trójcy, było przyjęcie w ciągu siedmiu lat święceń duchownych. Dla Newtona ten sied­mio­letni okres upływał w 1675 r. Być może to zbliżająca się data przyjęcia święceń skłoniła go do poważniejszego zagłębienia się w teologię. Newton nie był kimś, kto umiał ograniczyć się do formal­nego traktowania swoich obowiązków – dowody tego dawał przez całe życie. Jeśli rzeczywiście impulsem do zajęcia się teologią była chęć pogłębienia wiedzy przed podjęciem tak ważnych obo­wiązków, to wyniki okazały się co najmniej ambarasujące.

Swoim zwyczajem Newton zaczął od ułożenia prywatnego słow­nika nowej dziedziny wiedzy. W przeznaczonym do tego notatniku umieścił z obu końców zbiór nagłówków, pod którymi miały się znaleźć notatki, głównie odnośniki do Pisma świętego oraz pism ojców Kościoła. Nagłówki obejmowały różne kwestie teologii, jak „Atrybuty Boga”, „Wcielenie”, „Bóg-Ojciec”, „Syn Boży” itd. Praca przy­jmowała jednak z czasem coraz wyraźniejszą tendencję. Niek­tóre hasła, jak „Życie Chrystusa” czy „Cuda Chrystusa”, pozostały nie wypełnione, inne zaś rozrosły się ponad przeznaczone im po­cząt­kowo miejsce. Kwestią, która najwyraźniej poruszyła Newtona, był stosunek Chrystusa do Boga-Ojca. Zgromadzone przez niego cytaty miały jednoznaczną wymowę: podkreślały podporząd­kowanie Chrystusa Bogu-Ojcu, sugerując podważenie dogmatu Trójcy Świętej.

W cytacie z Listu do Hebrajczyków: „Dlatego namaścił ciebie, o Boże, Bóg twój olejem wesela...”, Newton podkreślił słowa „Bóg twój” i skomentował na marginesie: „Dlatego Ojciec jest Bogiem Syna jako Boga”. Znalazł się tam również cytat z pierwszego Listu do Tymoteusza: „Bo jest tylko jeden Bóg i jeden tylko jest pośrednik między Bogiem i ludźmi, Jezus Chrystus, który sam jest czło­wiekiem” – używany przeciw Trójcy Świętej już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa.

Im bardziej konkluzje nasuwające się z lektury przeczyły orto­doksji, tym głębiej Newton sięgał do źródeł doktryny Kościoła – aby wyjaśnić zarówno kwestię stosunku Chrystusa do Boga-Ojca, jak i his­torię ukształtowania się poglądu uznanego przez Kościół. O su­mienności poszukiwań Newtona świadczyć może ogromna eru­dycja teologiczna, jakiej nabył w trakcie swoich studiów. Oprócz samego Pisma świętego Newton zwrócił się do literatury patrys­tycznej, którą poznał nie mniej dokładnie niż Pismo. Znał prak­tycznie wszystkie dzieła takich teologów, jak Atanazy, Augustyn czy Orygenes, znał również i cytował ponad dwudziestu innych ojców Kościoła, ko­rzys­tał też z prac współczesnych mu teologów.

Rezultatem tej olbrzymiej pracy było przeświadczenie o słusz­ności poglądów Ariusza, aleksandryjskiego herezjarchy z początku IV w. Ariusz uważał, iż jedynie Bóg-Ojciec jest niezrodzony – agénneton – istniejący sam ze siebie. Chrystus natomiast jest zro­dzony, a zatem jest stworzeniem, choć stworzeniem doskonałym. Nie jest współwieczny z Ojcem, ale też nie jest zwykłym stworze­niem umiejscowionym w czasie: „On zaistniał przed czasem i wiekami” – jak ujął to Ariusz. Syn nie ma żadnej bezpośredniej wie­dzy o Ojcu, ponieważ jest od niego różny co do istoty. Chrystus był dla Ariusza pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem, poś­red­nik taki był konieczny, ponieważ Bóg zanadto różnił się od swoich stworzeń, aby te mogły znieść jego bezpośrednie działanie.

Newton podsumował swoją naukę o Chrystusie w dwunastu punktach napisanych prawdopodobnie między 1672 a 1675 r. Podkreśla w nich, że w Piśmie słowo „Bóg” bez dalszych określeń używane jest zawsze w odniesieniu do Boga-Ojca. Chrystus nie jest ani zwykłym człowiekiem, ani Bogiem, określony był przez świę­tego Jana słowem logos, co w czasach apostoła oznaczało istotę ro­zu­mną. Nigdzie w Piśmie nie ma wzmianki o duszy ludzkiej Zbawiciela – gdyby miał on ludzką duszę, to fakt tak zasadniczy nie byłby pominięty przez apostołów. Przed swą śmiercią Zbawiciel był jedynie Synem Bożym, po niej został przez Boga uczyniony dzie­dzicem. Przez swoje posłuszeństwo Bogu aż po śmierć zyskał też prawo do naszej czci, lecz cześć oddawana Chrystusowi powin­na nas zwracać za jego pośrednictwem ku Bogu, nie wolno traktować go jak równorzędnego Bogu.

Właściwym epitetem Ojca jest wszechmocny. I określenie „wszech­­mocny” odnosimy zawsze do Ojca. Nie oznacza to za­prze­czenia władzy Syna, lecz uznanie, iż władza ta zawsze pochodzi od Ojca. Syn podporządkowuje swoją wolę woli Ojca, co byłoby niero­zumne, gdyby miał być Mu równy. Dla ilustracji stosunku między Ojcem, Synem i Duchem Świętym w jednym z rękopisów Newton ucieka się do porównania. Wyobraźmy sobie trzy ciała a, b i c położone bezpośrednio jedno pod drugim tak, że a jest najwyżej. Jeśli jedynie ciało a spośród tych trzech ciał ma ciężar, a dwa pozostałe go nie mają, to siła ciała a będzie przez nacisk przeka­zana dwóm pozostałym i będziemy mogli powiedzieć, że siła jest w każdym z trzech ciał. Nie znaczy to jednak przecież, że mamy do czynienia z trzema siłami – nadal jest to jedna siła ciała a prze­kazywana tylko dwóm pozostałym ciałom. Podobnie boskość jest w trzech osobach, ale pochodzi od Ojca. Stosowanie metafor fizycz­nych w teologii miało długą tradycję. Najbardziej zawzięty prze­ciwnik arianizmu, św. Atanazy, posługiwał się z upodobaniem obra­zem światła i jasności, które pozostają w takim samym sto­sunku jak Bóg-Ojciec i Syn Boży. Nie można bowiem jasności od­dzielić od światła – argument, który Newtonowi musiał wydać się całkiem chybiony.

Rozważania na temat Trójcy, jeśli nawet podjęte w zamiarze czysto intelektualnym, doprowadziły do niebezpiecznego punktu. Przyjęcie święceń i zgoda na dogmaty Kościoła anglikańskiego byłyby sprzeniewierzeniem się własnej wierze i własnemu sumie­niu. Co więcej, arianizm nie był tylko nieortodoksyjnym poglądem, był jedną z najostrzej tępionych herezji. Ostatni dwaj heretycy spaleni w Anglii na stosie w 1612 r. oskarżeni byli o antytry­ni­taryzm. W czasach Newtona nie groziły już tak surowe prześ­la­do­wania, lecz wciąż było to jedno z najpoważniejszych wykroczeń przeciw przyjętym prawom. Surowość w ściganiu antytrynitariuszy pochodziła w dużej mierze stąd, że ich poglądy religijne łączyły się przeważnie z negowaniem porządku społecznego i pacyfizmem. Na ogół też zwolennicy takich poglądów wywodzili się z niższych warstw społecznych, jak nauczyciel John Biddle, syn krawca, więzio­ny kilkakrotnie za zaprzeczanie istnienia Trójcy Świętej, który zmarł w 1662 r. w więzieniu. Nawet późniejsza, tolerancyjna ustawa z 1689 r., która zapoczątkowała angielską wolność religijną, nie ob­jęła antytrynitariuszy. Wszyscy, którzy mówili albo pisali przeciwko Trójcy, mieli być odsunięci od sprawowanych urzędów.

W miarę zbliżania się terminu przyjęcia święceń Newton czuł się coraz bardziej osaczony. Nie zamierzał jawnie występować ze swy­mi poglądami, ale nie mógł też złożyć fałszywych przysiąg. Przygo­towywał się coraz wyraźniej na rezygnację z członkostwa Kolegium i opuszczenie katedry Lucasa. Taka rezygnacja bez poda­wa­nia przy­czyn byłaby zresztą dość podejrzana. W Cambridge łatwiej tolero­wano naruszenia dyscypliny niż nieortodoksję. Z kolei zwolnienie od święceń byłoby precedensem naruszającym ustaloną kolejność nabywania tytułów i przywilejów, która była drobiaz­gowo przes­t­rze­gana z braku innego klucza do ustalenia akade­mickiej hierarchii. Całkiem niedawno odrzucone zostały starania jednego z członków Kolegium o podobne zwolnienie.

W ostatniej chwili, gdy w przewidywaniu rezygnacji Newton za­czął już ograniczać swoje wydatki, otrzymał królewskie zwolnienie od obowiązku święceń nie jako członek Kolegium, lecz jako profe­sor katedry Lucasa. Dzięki temu salomonowemu rozwiązaniu nie stwarzało się precedensu, a Newton odetchnął z ulgą. Prawdo­podobnie to Barrow raz jeszcze był opiekuńczym duchem Newtona. Barrow nie mógł co prawda znać poglądów swego pupila i na pew­no by je potępił, był bowiem autorem książki broniącej Świętej Trójcy. Być może jednak dał się przekonać o braku powołania Izaaka Newtona do stanu kapłańskiego.

Dzięki zwolnieniu ze święceń Newton mógł bez przeszkód kon­ty­nuować swe studia. Odkrycie arianizmu prowadziło w naturalny sposób do pytania o historyczne przyczyny: Jak doszło do tego, że nawet zreformowane kościoły protestanckie głoszą fałszywą dok­trynę wiary? Newton poświęcił wiele pracy burzliwym dziejom sporów wokół arianizmu w IV w. Wystąpienie Ariusza, jak pisał historyk Kościoła,

rozbudza w wielu chęć zbadania na nowo całości zagadnienia. I tak od małej iskierki rozpala się ogromny pożar. Płomień tej klęski wyszed­łszy z Kościoła aleksandryjskiego ogarnął cały Egipt i Libię, a także górną Tebaidę [górny Egipt], w końcu strawił także pozostałe prowincje i miasta [61].

W roku 325 zebrał się w Nicei sobór zwołany przez Konstan­tyna. Na soborze pod naciskiem cesarza około trzystu biskupów przyjęło tekst wyznania wiary, tzw. symbol nicejski, skierowany przeciw arianom. Znalazło się w nim sformułowanie „wierzymy [...] w jednego Pana Jezusa Chrystusa [...] zrodzonego, nie stworzonego, współistotnego Ojcu [...]”. Podstawowym punktem spornym było tu wprowadzenie słowa „współistotny” – po grecku homoousios, które nie występuje w Piśmie świętym. Tylko dwóch biskupów (skaza­nych natychmiast na wygnanie) nie podpisało symbolu nicejskiego. Opozycja przeciw nicejskiemu wyznaniu wiary trwała jednak przez następnych kilka dziesiątków lat. W obronie orto­dok­sji najbardziej zasłużonym polemistą był św. Atanazy, biskup Aleksandrii od 328 r., pięciokrotnie skazywany na wygnanie, nieus­tę­p­liwy wróg arianizmu i propagator egipskiego monastycyzmu.

W oczach Newtona Atanazy stał się wcieleniem zła, człowie­kiem, który odstąpił od litery Pisma dla politycznej wygody i który fałszował źródła, aby uwiarygodnić to odstępstwo, człowiekiem win­nym wprowadzenia fałszywego kultu Chrystusa jako Boga. Tro­piąc domniemane fałszerstwa Atanazego i jego następców Newton odkrywał również rzeczywiste skażenia tekstu Pisma. Odkrył w ten sposób, że ustęp pierwszego listu świętego Jana w wer­sji Wulgaty: „Tak to trzej dają świadectwo w niebie, Ojciec, Słowo i Duch świę­ty: a ci trzej są jednym”, nie brzmiał tak samo w starszych wersjach Biblii. Newton uważał, że werset ten w rzeczy­wistości odnosi się jedynie do świadectw męki Chrystusa: „Tak to trzej dają świadec­two: Duch, woda i krew, a ci trzej tworzą jedność” – jak przyjmuje się w dzisiejszych wersjach tekstu.

Kult Chrystusa jako Boga był wykroczeniem przeciw pierw­sze­mu przykazaniu, aktem idolatrii. A idolatria to najcięższy z moż­liwych grzechów. Późniejsze zepsucie w Kościele było prostą kon­sek­wencją fałszu w doktrynie i musiało doprowadzić do insty­tucji tak zepsutych, jak Kościół katolicki z jego kultem obrazów i re­lik­wii, czynieniem magicznych znaków i monastycyzmem, rów­nież wprowadzonym do Kościoła przez Atanazego.

Wprowadzenie fałszywego kultu ułatwione było przez skłon­ność pogan do przesądów, cudów, zaklęć i misteriów. Newton zaw­sze wyrażał się z wyższością o łatwowierności i nierozumności więk­szości ludzi.

Do usposobienia zapalczywej i przesądnej części ludzkości należy w kwes­tiach religijnych wielkie upodobanie do tajemnic; i z tej przyczy­ny podoba im się najbardziej to, co najmniej rozumieją. Tacy ludzie niech używają apostoła Jana, jak zechcą; lecz ja oddaję mu ten zasz­czyt, iż wierzę, że pisał rozumnie; i dlatego za jego własne uznaję to znaczenie, które jest najlepsze [...]; cyt. w [39].

Newton nie wierzył również, aby w jego czasach zachodziły cuda czy choćby nadprzyrodzone zjawiska. Jego zdaniem cuda prze­stały być potrzebne z chwilą, gdy chrześcijanie otrzymali już dostatecznie wiele świadectw, by wyciągnąć z nich wnioski po­trzebne do swego zbawienia. Dlatego cuda zdarzały się tylko w pier­w­szych wiekach chrześcijaństwa. Nie bardzo wierzył też Newton w diabła, w każdym razie tradycyjnego diabła; uważał bowiem, że diabły to urojone duchy zmarłych, ukazujące się przesądnym poga­nom. Podobnie wizje mnichów traktował jako chorobliwe urojenia wywołane długim postem i samotnością.

Odżegnywał się też od wiary w magię i w duchy. Nie wierzył w żadne historie o domach nawiedzonych przez duchy, choć Glanvill twierdził, iż sam słyszał głosy w jednym z takich domów w Ted­worth, gdzie widmo muzykanta grającego na bębnach kontynu­o­wało koncerty pod nieobecność muzyka. Henry More zaś uważał, że zaprzeczanie podobnym zjawiskom niebezpiecznie zbliża do ateizmu. „Zjawiska” tego rodzaju większość wykształconych ludzi uważała za realne.

Historyczne odstępstwo Kościoła nie polegało jedynie na przy­jęciu fałszywej doktryny. Duch pierwotnego chrześcijaństwa został wypaczony, gdy zamiast prostego języka Pisma wprowadzono meta­fizyczne pojęcia Greków i zaczęto bez końca dyskutować nad kwestiami takimi jak „współistotność”. Podstawy wiary były zda­niem Newtona dostępne wszystkim ludziom i nie wymagały studio­wania Pisma. Kto jednak może i potrafi, powinien je studiować jako ów „stały pokarm [...] dla dojrzałych, dla tych, którzy wskutek ćwiczenia mają wyostrzony zmysł, aby móc rozróżniać między dobrem a złem” – zgodnie ze słowami św. Pawła z Listu do Hebrajczyków. Stałe obcowanie z Pismem świętym wynagradzane jest pewnością i siłą wiary oraz trwałą satysfakcją umysłu, którą – pisze Newton – „ocenić potrafi tylko ten, kto jej doświadczy”.

Księgi biblijne dzieliły się w opinii Newtona na dwa rodzaje: księgi historyczne oraz profetyczne. Pierwsze były relacjami pi­sanymi przez bezpośrednich świadków wydarzeń lub też spisanymi niedługo później przez ludzi wyjątkowo godnych zaufania oraz nieskazitelnie uczciwych. Należało je więc traktować jako najdok­ładniejsze i najlepiej zachowane źródła historyczne, nie wyrzekając się krytycyzmu w badaniach tekstu.

Prawdziwe słowo Boże zawarte było jednak w księgach profe­tycznych. Newton również w tej dziedzinie stał się jednym z ostatnich kontynuatorów bardzo długiej tradycji wywodzącej się z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Odczytanie sensu proroctw było najlepszym dowodem prawdziwości Objawienia, ponadto mo­g­ło mieć dla każdego chrześcijanina decydujące znaczenie w zba­wieniu duszy. Praca taka była „nie próżną spekulacją, nie obojętną materią, lecz obowiązkiem o największym znaczeniu”. Tylko odczytując proroctwa, można było właściwie ocenić swoją epokę historyczną i pokierować swoim życiem tak, by nie znaleźć się wśród uwiedzionych przez Antychrysta i skazanych na potępienie. Proroctwa stanowiły również zagadkę intelektualną, wyzwanie dla umysłu pragnącego odkryć tajemnice przeznaczone przecież do odkrycia: „Jeśli nigdy nie zostaną zrozumiane, to w jakim celu Bóg je objawił?” 

Sama koncepcja proroka, którą Newton dzielił ze swymi ko­legami z Cambridge, Morem czy świetnym hebraistą Johnem Spencerem, pochodziła od Majmonidesa, dwunastowiecznego filo­zofa i teologa żydowskiego. Prorok był uczonym, który wiele lat poświęcił studiowaniu spraw Bożych, był moralnie nieskazitelny i w ten sposób zasłużył sobie na to, aby stać się wybranym naczy­niem słowa Bożego. Prorokowanie nie wiązało się z ekstatycznymi wizjami, glosolalią czy mistycznym transem, nie było też żadnym zaćmieniem umysłu – przeciwnie – umysł proroka musiał po­zosta­wać jasny, to samo proroctwo było ciemne i niezrozumiałe; nie bardziej jednak niezrozumiałe niż zjawiska przyrody. W obu wypadkach istniał ukryty porządek. W obu wypadkach miał to być porządek ściśle, a nie tylko w przybliżeniu, odpowiadający faktom. Duch Święty wyrażał się ustami proroka w sposób oszczędny i precyzyjny.

Interpretacją ksiąg profetycznych zajmowało się w Anglii wielu uczonych. Istniała również tradycja łączenia tych badań z zainte­resowaniami matematyką. Odczytywaniem Objawienia świętego Jana zajmował się wynalazca logarytmów John Napier. Jego dzieło Plaine Discovery of the Whole Revelation of St. John (Jasne odkrycie całego Objawienia świętego Jana) między 1593 a 1700 r. osiągnęło 21 wydań. Znanym interpretatorem Objawienia był również Thomas Brightman, który uważał, iż w roku 1300 rozpoczęło się tysiącletnie królestwo świętych, a na rok 1695 przewidywał ostateczne pokona­nie Turków i nawrócenie Żydów. Potem nastąpić miał wiek złoty. Największą sławą cieszył się wszakże Joseph Mede z Christ's College w Cambridge, który był ponadto botanikiem, anatomem, matematykiem i astronomem (matematykę traktował jako przygo­towanie do teologii). W 1627 r. wydał swój Clavis Apocalyptica (Klucz do Apokalipsy). Również on widział w dziejach od roku 1300 ruch wstępujący, jego istotnymi punktami były reforma albigensów i waldensów, reforma Lutra, panowanie Elżbiety I oraz wojna trzy­dzies­toletnia. Przewidywał zniszczenie Rzymu (papiestwo zgodnie z protestancką tradycją utożsamiał z Antychrystem), upadek imperium tureckiego i nawrócenie Żydów, wreszcie Sąd Ostateczny i mil­lennium. Dzieło Mede'a uznano za tak doniosłe, iż w 1642 r. Długi Parlament kazał przełożyć je na angielski.

Mede wsławił się nowym podejściem do odczytywania pro­roctw. Metoda jego, metoda „synchronizmów”, polegała na uznaniu, że wizje proroków nie są uporządkowane chronologicznie, lecz dopiero wymagają takiego uporządkowania. Tekst musi być roz­ło­żony na części, zinterpretowany – tutaj ważna była odpowiednio sze­roka erudycja, znajomość symboli, źródeł literackich i histo­ry­cz­nych, a następnie złożony na nowo w chronologiczną całość. Admi­ra­torzy Mede'a uznawali jego odkrycie za równie ważne jak sy­lo­gizmy Arystotelesa, nawet nieskłonny do pochwał Newton przyz­nał mu drugie miejsce wśród interpretatorów proroctw – po sobie.

Odczytywanie Apokalipsy wiązało się często z millenaryzmem – oczekiwaniem na tysiącletnie królestwo Chrystusa na ziemi, zgodnie z tekstem Apokalipsy.

Widziałem dusze ściętych dla świadectwa Jezusowego i dla Słowa Bożego, którzy nie pokłonili się bestii ani jej obrazowi i nie dostali znamienia na czoło swoje i rękę. Ci są, którzy ożyli i królować zaczęli z Chrystusem na lat tysiąc [15].

Oczekiwanie drugiego przyjścia Chrystusa osiągnęło w Anglii szcze­gólne natężenie w przeddzień i w czasie rewolucji pury­tań­skiej. Powtarzały się wtedy stwierdzenia, że świat bliski jest koń­ca, Chrystus był „wrychle czekanym królem”, jak określił go Milton. Podawano również wiele dat końca świata, najpierw miały to być lata pięćdziesiąte, rok 1666 (liczba bestii z Apokalipsy powiększona o tysiąc), potem lata dziewięćdziesiąte i wreszcie rok 1715 – jak sądzili Mede (dla którego była to odległa przyszłość) oraz Whiston (który przeżył niewypełnienie się swej przepowiedni).

Cechą szczególną angielskiej odmiany millenaryzmu było utoż­sa­mianie Anglików z narodem wybranym oraz oczekiwanie, iż to w Anglii założone będzie nowe Jeruzalem. Oczekiwano również odzy­s­kania wiedzy dającej panowanie nad światem, długowieczności, przywrócenia ludzkości stanu sprzed upadku Adama. Dość często nadzieje millenarystyczne wiązano z postępami nauki.

Badanie sensu proroctw miało podstawowe znaczenie dla his­torii ludzkości. Newton podjął tę pracę na samym początku swoich studiów teologiczno-historycznych i z przerwami kontynuował aż do śmierci. Pozostałe jego prace historyczne były w dużym stopniu tylko odgałęzieniami tej jednej podstawowej tematyki.

Punktem wyjścia musiał być prawidłowy tekst Pisma. Przez wie­le lat Newton gromadził wszelkie możliwe wersje całości lub fragmentów Apokalipsy. Powstało z tego z czasem jego własne wy­da­nie krytyczne, w którym werset po wersecie przytoczone zostały możliwe lekcje tekstu. Jego variorum oparte było na dwudziestu kilku rozmaitych wydaniach i manuskryptach.

Newton kontynuował dzieło Mede'a, jak jednak we wszystkim, co robił, był niezdolny do biernego naśladownictwa. Uznawano za Medem, że np. występujące w Apokalipsie określenia czasu 1260 dni, 42 miesiące oraz trzy i pół dnia oznaczają ten sam okres równy 1260 latom. Data Sądu zależała od tego, jaki moment wybrać za początek liczenia owych 1260 lat. Newton nigdy nie oczekiwał szybkiego wypełnienia czasów, za początek liczenia przyjmował m.in. rok 607, gdy „wielka apostazja” była u szczytu. W latach późniejszych udowodnił cały szereg twierdzeń na temat daty drugiego przyjścia. Prowadziły one do wniosku, że nastąpi ono naj­wcześniej po roku 2132, a nie później niż w 2370. Daty zresztą zmieniały się w różnych rozważaniach.

Zgadzał się z innymi protestanckimi interpretatorami w uzna­waniu Kościoła katolickiego za apokaliptyczną bestię. Ze względu na swój arianizm zwracał jednak szczególną uwagę na to, jak trynitaryzm – „ta dziwna religia Zachodu” – rozszerzył się na cały chrześcijański świat. Wokół tej kwestii koncentrowało się jego odczytanie Apokalipsy. Uważał, że to inwazje barbarzyńskie były prze­jawami gniewu Bożego, symbolizowanymi przez sześć aniołów trąbiących na znak wielkich klęsk.

Dla Newtona historia jako nauka miała wartość o tyle, o ile mo­g­ła być ścisła i o ile mogła odsłonić plan Boży. Zajmując się historią Kościoła czy historią państw starożytnych Newton nie interesował się właściwie nigdy postaciami ludzi biorących udział w wyda­rzeniach. Miewał swoich bohaterów negatywnych, jak Atanazy, którzy mieli być wcieleniem zła tak doskonałym, że aż zupełnie nieprawdopodobnym, ale motywy działania, jakie przypisywał bo­ha­terom historii, były zawsze skrajnie uproszczone, sprowadzone do kilku stałych elementów, takich jak żądza władzy, chciwość czy ambicja. Jego królowie przypominają maszyny walczące o władzę, nie ma między nimi istotnych różnic. Bliska mu była perspektywa globalna, abstrakcyjna: miast łączących się w państwa, państw dążących do równowagi sił. Szukał też zawsze obiektywnych pun­któw odniesienia, dat, wielkości, miar. Daty dla Newtona nie były umownym sposobem dzielenia czasu, przypisywania wydarzeniom znaczenia. To nie historycy dzielili swe narracje na rozdziały – oni jedynie odczytywali obiektywne fakty.

Charakterystyczną cechą interpretacji Newtona było wyrzeczenie się możliwości prorokowania przyszłych wydarzeń:

Niedorzecznością u interpretatorów było przepowiadanie czasów i rze­czy z tych proroctw, jakby Bóg zamierzał uczynić z nich proro­ków [...] Zamiar Boży był zupełnie inny. Dał On to [tzn. Objawienie św. Jana] i proroctwa Starego Testamentu nie po to, aby zaspokoić ludz­ką ciekawość, dozwalając im poznać rzeczy przyszłe, lecz po to, żeby, kiedy już się wypełnią, mogły zostać zinterpretowane dzięki wydarzeniom, i aby Jego własna, a nie inter­pretatorów, opatrznoś­cio­wa mądrość odsłoniła się dzięki temu przed światem. Bo spełnienie się rzeczy przepowiedzianych wiele wieków wcześniej będzie wówczas prze­konywającym argumentem, że świat rządzony jest przez Opatrz­ność [...] Wśród interpretatorów ostatniego wieku prawie nie ma zna­cz­niej­szego, który by nie dokonał jakiegoś od­krycia wartego poznania; i stąd zdaje mi się wynikać, że Bóg bliski jest odsłonięcia tych tajemnic; cyt. w [39].

Zgodnie ze swym poglądem na charakter proroka i proroctw Newton szukał takiego sposobu odczytania proroctw, który nie po­zo­stawiałby żadnego pola dla indywidualnej fantazji, i był zupełnie obiektywny. Opracował w tym celu cały zbiór zasad interpretacji tekstu. Każdy fragment może mieć jedno znaczenie. W obrębie jed­nej wizji dane słowo może mieć tylko jedno znaczenie. Należy wybierać znaczenia możliwie najbliższe dosłownemu sensowi. Należy szukać znaczeń najbardziej naturalnych dla języka i danego kon­tekstu. Znaczenia te powinny wprowadzać jak największą pro­sto­tę do całości: „Prawdę odnajduje się zawsze w prostocie [...]” Obrazy muszą odnosić się do wydarzeń znanych, a nie zacho­dzą­cych w ukryciu. Metoda Newtona oraz przekonanie o zasad­ni­czej prostocie dzieł Bożych były te same co w innych jego pracach.

I jak świat, który dla nie uzbrojonego oka ujawnia największą roz­maitość przedmiotów, wydaje się bardzo prosty w swej wew­nęt­rznej budowie, gdy badany jest filozoficznym zrozumieniem, i tym prostszy, im lepiej jest rozumiany, tak też jest i z tymi wizjami. Jest doskona­łoś­cią dzieł Bożych, iż wszystkie są uczynione z największą prostotą. Jest On Bogiem porządku, a nie zamętu; cyt. w [41, 73].

Newton sądził, podobnie jak Mede, iż istniał specjalny język pro­ro­ków wspólny dla starożytnego Bliskiego Wschodu. W celu us­ta­lenia znaczenia danego symbolu można więc było korzystać z wie­lu rozmaitych źródeł nie odnoszących się bezpośrednio do Apokalipsy. W języku proroków „cherubin” miał oznaczać armię, „orzeł” – legion rzymski, a „żaby” – papistowskich bałwo­chwalców oraz ich praktyki. W każdym wypadku wiele rozmaitych źródeł potwierdzało, iż dany symbol stale był stosowany na ozna­czenie pewnych właściwości, „żaby” np. zawsze oznaczały głupstwo i ga­da­t­li­wość oraz oszustwo. Na dowód zestawione były cytaty z księgi snów Artemidora, z Orygenesa (który poetów porównał do żabiego chóru), z komentarza do Żab Arystofanesa i z Metamorfoz Owidiusza – gdy Latona chciała w Lykii wykąpać swoje dzieci, Apollona i Artemidę, a pasterze nie pozwolili jej zbliżyć się do wo­dy, za karę zostali zamienieni w żaby.

Po odczytaniu znaczenia symboli można było pokusić się o ich ułożenie w porządku chronologicznym. Żaden obraz ani żadne słowo z proroctw nie powinny pozostać bez wyjaśnienia – powi­nien powstać zamknięty system. Poprawna interpretacja wymagała ścisłości i wiedzy.

W Apokalipsie czytamy „A z dymu wyszła szarańcza na ziemię” i dalej „I dane jej było nie zabijać ich, ale aby byli dręczeni przez pięć miesięcy”. Następuje opis samej szarańczy oraz cierpień przez nią zadawanych, po czym raz jeszcze pojawia się określenie czasu: „Mają też ogon jak skorpiony i żądło, a w ogonie moc szkodzenia ludziom przez pięć miesięcy”. Oto jak Newton interpretuje ten fragment. Chodzi tu o monarchię Saracenów.

Lecz ponieważ były dwie kolejne dynastie tej monarchii, jedna w Da­maszku, w Syrii, druga w Bagdadzie, w Chaldei, i ponieważ monar­chia przedstawiona jest przez szarańcze, a zgodnie ze swą naturą szarańcze żyją tylko pięć miesięcy, wykluwają się one bowiem dzięki gorącu słońca około miesiąc po równonocy wiosennej i składają jajecz­ka oraz giną około równonocy jesiennej, prorok dla swego rodzaju decorum dzieli cały okres na pięć i pięć miesięcy, mówiąc dwa razy, iż szarańcza trapiła ludzi pięć miesięcy; cyt. w [39].

Całe trwanie monarchii wynosi więc według proroka łącznie 10 miesięcy profetycznych; 10 miesięcy po 30 dni daje zaś 300 dni, to znaczy 300 lat historycznych. Z historii wszakże wiadomo, że mo­narchia Saracenów panowała w latach 637–936 – jeśli za jej koniec uznać chwilę, gdy kalif utracił władzę i przestał zagrażać Rzy­mianom – w pełnej zgodzie z proroctwem. Newton sądził, iż odkrył prawdziwy sens proroctw. O słuszności tego odczytania Pisma świad­czył fakt, iż wszystkie jego części pasowały do siebie jak części maszyny. Nie mogło też być dwóch różnych sposobów uło­że­nia tych części. Bóg, który zdaniem Kartezjusza i Leibniza nie mógł nas przecież zwodzić, nie mógł zdaniem Newtona ułożyć dwu­znacznego proroctwa, skoro chciał, aby było odczytane.

Epoka Newtona z zaskakującą dla nas dosłownością intere­sowała się konkretnymi szczegółami historii świętej. Rysowano mo­dele wieży Babel, arki Noego czy Arki Przymierza. Próbowano usta­lić, jakie musiały być rozmiary arki Noego, aby zmieściły się w niej wszystkie zwierzęta oraz potrzebne im zapasy żywności. Świątynia Salomona była rysowana również przez Stukeleya i obaj z New­tonem dyskutowali nad jej kształtem.

Na podstawie starannie ustalonego tekstu księgi Ezechiela Newton ustalił rozmiary i narysował plan świątyni, która miała być ta­ka sama jak świątynia Salomona, lecz dokładnie dwa razy większa niż przybytek Mojżesza. Świątynie te symbolicznie miały reprezen­tować kosmos – wielką świątynię Boga, stąd ich plan nie tylko nie był przypadkowy, lecz był swoistym architektonicznym szyfrem.

Dodatkową kwestią na marginesie rekonstrukcji świątyni była kwestia jej prawdziwych rozmiarów. Łokieć używany jako jednostka długości w biblijnych opisach był zdaniem Newtona specjalnym świętym łokciem różnym od używanego na co dzień. Jego długość miała się zawierać między 25 1/5 a 26 1/4 cali rzymskich.

W późniejszych latach Newton stawał się coraz ostrożniejszy, lecz wcześniej, w najlepszych latach swej twórczości (również nau­kowej), wielokrotnie spekulował na temat przyszłości. Drugie przyj­ście miało być według niego niespodziewanym tryumfem praw­­dziwego chrześcijaństwa, a nie kataklizmem, aby spełniły się słowa: „Oto przychodzę jak złodziej”. W okresie millennium będą współ­istnieć Chrystus, istoty duchowe, wskrzeszeni ludzie – „dzieci zmartwychwstania”, oraz zwykli śmiertelnicy. Nie należy sobie jednak wyobrażać, że śmiertelni będą na co dzień obcować z istotami wyższymi, podobnie jak ludzie nie obcują z rybami czy anioły z ludźmi. Ciała „dzieci zmartwychwstania” będą takie jak ciało Chrystusa – tylko czasami widzialne. Kiedyś wszyscy zba­wie­ni otrzymają takie ciało, jakie teraz ma Chrystus. Ziemia będzie już na zawsze zamieszkana i Żydzi ustanowią sprawiedliwe królestwo, podbijając narody czterech monarchii. W opisie niebiańskiego Jeruzalem takie elementy, jak drogocenne kamienie czy złoto, nale­ży odczytywać jako bogactwo duchowe – to święci i aposto­ło­wie są filarami miasta. Podobnie pożar świata oznacza wielką woj­nę, która zniszczy niegodziwe królestwa, a pokojowo współ­istnie­ją­ce zwie­rzę­ta to nowe pokojowe królestwo. Zbudowane bę­dzie na ka­mie­niu węgielnym, którym jest Chrystus, a zbawieni są ży­wy­mi ka­mie­niami tej budowli, zgodnie z tym, co pisze święty Piotr.

Wszelkie istoty żywe są dowodem panowania woli nad materią, istoty zaś najdoskonalsze zdobędą może panowanie nad trzecim wymiarem i swobodę poruszania się po Wszechświecie:

I jak Chrystus po jakimś pobycie w obszarach [Ziemi] albo w bliskości ob­szarów tej Ziemi wzniósł się do nieba, tak po zmartwychwstaniu umarłych może być w ich mocy opuścić tę Ziemię, gdy zechcą, i to­wa­rzyszyć mu do każdej części nieba, tak że żaden obszar w całym Wszechświecie nie będzie pozbawiony mieszkańców; cyt. w [41].

Wielu autorów zastanawiało się nad znaczeniem nowych odkryć astro­nomicznych i marzyło o kosmicznych podróżach. Newton pod­szedł do sprawy w sposób sobie właściwy: światy te nie zostały stwo­rzone dla rozrywki zwykłych śmiertelnych, należy o nich myś­leć w perspektywie eschatologicznej i kosmicznej zarazem.

Oczywiście rozważania tego typu nie były jądrem pracy New­tona nad Apokalipsą i proroctwami, sam przyznawał, że są to jedy­nie przypuszczenia. Newton często jednak przedstawiał swoje poglądy jako nie zobowiązujące spekulacje, co wcale nie znaczy, że tak je właśnie traktował.

W swych badaniach historycznych łączył Newton obiektywizm metod i stronniczość przekonań. W niektórych jego opiniach łatwo odnaleźć akcenty osobiste. W jego potępieniach wszelkiej idolatrii, w opisie zwycięstwa trynitaryzmu sprzymierzonego z ludzką chci­woś­cią i ambicją, w gorzkich diatrybach przeciw światu, który woli być oszukiwany niż wejrzeć w siebie, zawiera się ładunek emocji kogoś zdecydowanie nie pogodzonego z otoczeniem. Newton sam powołuje się na sytuację proroka Eliasza pod panowaniem Achaba, gdy prorok mówił: „Ja jeden tylko pozostałem prorok Pana, pro­roków Baala zaś jest czterystu pięćdziesięciu” .

Newton czuje się wśród tych, którzy „nazywają siebie chrześ­cijanami” jednym z niewielkiej, rozproszonej garstki ludzi, którzy bez względu na swój interes, wychowanie czy ziemską władzę potrafią sumiennie i rzetelnie poszukiwać prawdy. Dając rady tym, któ­rzy chcieliby jego śladem zgłębiać tajemnice Pisma, mówi, iż nie trzeba zbytnio wierzyć większości, należy samemu czytać i roz­wa­żać przeczytane słowa, oraz modlić się o rozjaśnienie pojmowania. Przytacza też słowa Daniela, że „roztropni będą mieli poznanie”, ale również  „żaden bezbożny nie będzie miał poznania”. Niewątpliwie Newton przynajmniej czasami czuł się jednym z wybranych, pewien jego rękopis rozpoczyna się od słów: „Szukając i z łaski Boga otrzy­mawszy wiedzę [...]”. Fragment ten został jednak później skreślony. Newton ułożył kiedyś anagram swego imienia i nazwiska: Jeova sanctus unus – Bóg święty jedyny. Zapewne czuł się w owym okresie bardziej zbuntowanym wewnętrznie chrześcijaninem niż uczo­nym przyrodnikiem. Ewentualne potępienie ze strony świata go­tów był potraktować jako znak swej duchowej wyższości i po­twier­dzenie swej racji. „Nazwą cię zapalczywym, bigotem, here­tykiem [...]” – nie powinno cię to zrażać, tylko niewielu dba rzeczywiście o prawdę.

Wyobcowanie Newtona mogło się jeszcze pogłębiać pod wpły­wem wydarzeń społecznych. Epoka restauracji wprowadzała zmia­ny, które szokowały i oburzały ludzi mniej wymagających moralnie niż Newton. Dwór dawał przykład rozwiązłości i powody do podej­rzeń o katolickie sympatie. Karol II miał na łożu śmierci pojednać się z Kościołem katolickim, a jego brat i następca Jakub II  otwarcie był katolikiem. W oczach większości Anglików oznaczało to śmier­telne zagrożenie państwa. Okres restauracji, jak każdy okres recydy­wy dawnego systemu politycznego, był niewątpliwie świetną okazją dla ludzi spragnionych kariery, a niekoniecznie na nią zasługu­jących. Newton czuł się rozczarowany do ludzi i z jego sformuło­wań przebija wyraźnie mizantropia. Jego próby nawiązania kontak­tu naukowego ze światem zewnętrznym – przynajmniej w jego własnym odczuciu – okazały się nieudane. Newton spędził wiele następnych lat w dobrowolnie narzuconej sobie izolacji.

Izolacja ta sprawiła, iż niewiele szczegółów dotyczących jego osoby przekazanych zostało potomnym. Wśród niewielu współ­czesnych świadectw o nim najciekawsze pozostawił Henry More, który w 1680 r. dyskutował z Newtonem swoją własną interpretację Apokalipsy:

po przeczytaniu Wykładu Apokalipsy, który mu dałem, przyszedł do mej komnaty, gdzie wydawał mi się nie tylko aprobować mój Wykład jako spójny i w całości zrozumiały od początku do końca, lecz rów­nież (poprzez wyraz swej twarzy, która zazwyczaj melancholijna i za­myś­lona, wtedy była silnie rozjaśniona i radosna, i przez swobodnie uczynione wy­znanie, jaką satysfakcję z niego czerpał) zdawał się w jakiś sposób poruszony; cyt. w [73].

Tylko ten jeden opis More'a wzniósł się ponad anegdotyczne roz­tar­gnienie i wieczne zaabsorbowanie pracą, o których wspo­mi­nali inni. W dalszym ciągu listu More krytykuje szczegóły Newto­nowskiej interpretacji i sądzi, że to jego własna jest prawdziwa. Newton, choćby nawet najbardziej poruszony tematem, nie ustąpił jednak w żadnym istotnym punkcie z tego, co uważał za prawdę. Obaj zresztą sądzili, że ich wywody mają ścisłość Euklidesa.

powrót do strony głównej