Różnice filozoficzne między Leibnizem i Newtonem jeszcze bardziej zaogniały narastającą wrogość osobistą. Leibniz, choć kartezjanistom zarzucał sekciarstwo, dość sztywno trzymał się objaśnień mechanistycznych w nauce. Był jednocześnie raczej metafizykiem niż fizykiem i stworzył oryginalny system filozoficzny, niezgodny pod każdym względem z nauką Newtonowską. Obaj uczeni walczyli ze sobą nie tylko o priorytet odkryć matematycznych, ale i o uznanie zasadniczych zrębów własnego dorobku. Inaczej musieliby przyznać, że praca całego życia była trudem daremnym.
Leibniz wprowadził do mechaniki pojęcie siły żywej: vis viva. Była to „siła”, jakiej nabiera ciało spadając z pewnej wysokości, liczbowo określana jako iloczyn masy (Leibniz mówił o ciężarze) i kwadratu prędkości. Z praw zderzeń sprężystych Huygensa wiadomo było, że wielkość taka nie zmienia się w zderzeniach, sam Huygens jednak początkowo nie uważał tego faktu za istotny. Leibniz natomiast orzekł, że Kartezjusz popełnił błąd identyfikując ilość ruchu z iloczynem wielkości ciała i prędkości, zamiast jej kwadratu. Zdaniem Leibniza to określona przez niego siła żywa była podstawowym pojęciem fizyki. Miała ona być zachowywana w oddziaływaniach cząstek, ponieważ skutek musi być dokładnie równy swej przyczynie. Gdyby bowiem był od niej większy, to możliwe byłoby zbudowanie mechanicznego perpetuum mobile, a gdyby był mniejszy, to Kosmos nie mógłby wiecznie się poruszać.
Po ukazaniu się Principiów
Leibniz ogłosił
własną teorię ruchu planet. Wprowadził przy tym wiele nowych określeń w
rodzaju „ruch harmoniczny” i „paracentryczny”
oraz słowo „dynamika” na określenie nauki o siłach i ich działaniu. Z
wyjątkiem koncepcji siły żywej prace Leibniza nie miały wszakże trwałej
wartości dla mechaniki.
Leibniz w swoich Nowych rozważaniach dotyczących rozumu ludzkiego i później w listownej polemice z N. Hartsoekerem określał Newtonowskie ciążenie jako ukrytą jakość. Jego zdaniem należy rozróżniać to, co naturalne i możliwe do wyjaśnienia, i to, co niewytłumaczalne i co musi być uznane za cud. Jeśli nie podajemy żadnej mechanicznej przyczyny, dla której planety poruszają się po torach zakrzywionych zamiast w sposób naturalny poruszać się po linii prostej, i w dodatku utrzymujemy, że nie ma żadnej takiej przyczyny mechanicznej, to znaczy, że nawet sam Bóg nie mógłby objaśnić, dlaczego ruchy planet zachodzą właśnie tak, a nie inaczej. To, co dzieje się bez racjonalnej przyczyny, a jedynie z woli Bożej – jest cudem i nie ma znaczenia, czy ten cud jest jednorazowy, czy nieustający.
W kręgu Newtona uważano, że Leibniz wykazuje dużą pomysłowość jedynie w wymyślaniu nowych nazw dla nie swoich odkryć – opinia złośliwa, choć nie całkiem pozbawiona podstaw, biorąc pod uwagę małą oryginalność jego osiągnięć w mechanice oraz tryumfalny ton, którym je ogłaszał, pouczając Huygensa i Newtona oraz poprawiając Keplera i Kartezjusza.
W całym okresie londyńskim praca naukowa Newtona w zakresie fizyki i matematyki ograniczona była niemal wyłącznie do przygotowywania wydań wcześniejszych dzieł i redagowania na użytek publiczny poglądów, które wcześniej uważał za zbyt dyskusyjne, aby je opublikować. Przesadna ostrożność człowieka okazała się cnotą uczonego – dla nauki okazały się ważne jedynie wcześniejsze prace teoretyczne i eksperymentalne.
Newton nie podjął bezpośredniej polemiki z Leibnizem ani z innymi krytykami, do II wydania Principiów dołączył wszakże Scholium Generale, a do wydań Optyki – Queries, które precyzowały jego poglądy na temat fizycznego obrazu świata, metody badań naukowych oraz roli Stwórcy.
Bóg jest przede wszystkim władcą – Pantokratorem – to znaczy tym, który panuje nad wszystkim, jak to objaśnia sam Newton. Wola Boża podtrzymuje istnienie ciał i decyduje o prawach przyrody, skutki jej działania odczytać też można w rozumnym urządzeniu świata. Świat nie ukształtowałby się w taki sposób pod działaniem samych tylko przyczyn przyrodzonych.
Newton, podobnie jak wielu angielskich uczonych, akcentował znaczenie woli Bożej. Świat nie był jego zdaniem samowystarczalny od pierwszej chwili swego powstania aż do końca. Pogląd przeciwny groził ślepym fatalizmem, uznaniem, że materia istnieje autonomicznie i sama może wytworzyć porządek, jaki obserwujemy. Takie stanowisko zdawało się Newtonowi absurdalne i bezbożne zarazem.
Newton wierzył ponadto w dosłowną obecność Boga w przestrzeni. W Scholium Generale pisał, że wszystkie ciała poruszają się w Bogu, nie wpływając jednak na Niego ani nie odczuwając żadnego oporu wywołanego Bożą wszechobecnością. W 28. Query pytał retorycznie:
Czy nieskończona przestrzeń nie stanowi sensorium istoty niecielesnej, żywej i rozumnej, która widzi rzeczy, jakimi są z bliska i postrzega je w pełni, i pojmuje je w zupełności poprzez ich bezpośrednią obecność w stosunku do siebie [...] ? [45, 46, 73].
Sensorium w przyjętej wówczas terminologii było narządem, w którym gromadzą się wrażenia dostarczane przez różne zmysły i gdzie tworzy się obraz przedmiotu postrzegany duchem. Według D. Gregory'ego Newton zastanawiał się początkowo, czy nie sformułować tego pytania jeszcze dosłowniej: „Czym wypełniona jest przestrzeń wolna od ciał?” – ostatecznie wszakże ukazała się wersja mówiąca o sensorium.
Poniewczasie Newton uznał, że posunął się jednak zbyt daleko i w egzemplarzach, które udało mu się odszukać, osłabił nieco sformułowanie: przestrzeń miała być tylko „jakby” sensorium Boga. Leibniz posługiwał się nie poprawionym egzemplarzem i korzystając z okazji zaatakował zarówno koncepcję sensorium, jak i inne poglądy Newtona.
Innym ryzykownym przypuszczeniem Newtona była możliwość poprawek wnoszonych przez Boga do układu planetarnego. Powszechne ciążenie musiało bowiem zaburzać orbity planet i groziło z czasem rozregulowaniem całego systemu.
W 1715 r. rozpoczęła się polemika zainicjowana listem Leibniza przesłanym do księżnej Walii Karoliny, która była zwolenniczką hanowerskiego filozofa. Leibniz skarżył się na upadek religii naturalnej w Anglii. Locke i jego zwolennicy wątpili o nieśmiertelności duszy. Newton zaś twierdził, że przestrzeń jest organem zmysłowym Boga, co oznaczałoby, iż rzeczy nie są od Niego całkowicie zależne – skoro potrzebuje pośrednictwa czegokolwiek, aby je postrzegać. Ponadto stronnictwo Newtona uważało, iż „Bóg potrzebuje nakręcać od czasu do czasu swój zegar”, co jest nader osobliwą opinią na temat Bożego dzieła. Zdaniem Leibniza natomiast
siła i energia pozostają w tej machinie zawsze te same i tylko przechodzą z materii na materię zgodnie z prawami natury i z pięknym, wprzód ustanowionym porządkiem [36].
Uważać inaczej, znaczyłoby mieć bardzo niskie mniemanie o Bożej mądrości i wszechmocy. List Leibniza był swego rodzaju filozoficznym oskarżeniem i księżna zwróciła się do Samuela Clarke'a, aby w imieniu zwolenników Newtona odparł zarzuty.
Doktor Samuel Clarke, proboszcz Saint James w Westminster, był autorem łacińskiego przekładu Optyki (za co otrzymał od Newtona 500 funtów: po 100 dla każdego swego dziecka). Dwukrotnie wygłaszał wykłady boylowskie. Był również autorem dzieła The Scripture Doctrine of the Trinity, 1712 (Doktryna Trójcy w Piśmie Świętym), które wywołało długotrwałe spory i było powodem oskarżania go o arianizm, co w konsekwencji spowodowało zatrzymanie kariery kościelnej Clarke'a. Clarke oczywiście radził się mistrza układając odpowiedź Leibnizowi. W rezultacie wywiązała się pomiędzy nim a Leibnizem polemika dotycząca zasadniczych kwestii filozofii Newtona i Leibniza, przede wszystkim stosunku Boga do świata.
Clarke w odpowiedzi Leibnizowi stwierdził, że przed ateizmem najlepiej bronią zasady matematyczne filozofii. Wskazują one, że Bóg nie jest jedynie Stwórcą rzeczy, lecz również stwarza i zachowuje siły nimi poruszające. Nic nie dzieje się bez Jego nadzoru. Gdyby uznać świat za maszynę nie wymagającą niczyjej interwencji – jak chciał Leibniz – zastąpilibyśmy Boga przeznaczeniem. Sceptycy mogliby wówczas wątpić w sam akt Stworzenia i twierdzić, że zawsze istniała tylko przemądra i wieczna natura. Władca, nie wywierający żadnego wpływu na bieg spraw w państwie, jest władcą jedynie nominalnie.
Leibniz natomiast uważał, że doskonałość Boga jako twórcy świata przejawia się nie w tym, że stworzył On zarówno zasadę działania mechanizmu, jak i jego części, ale w tym, że stworzył mechanizm najdoskonalszy i najlepiej działający z możliwych. Leibniz nie twierdził, że świat cielesny nie wymaga interwencji Boga – wszelkie stworzenia potrzebują bowiem nieprzerwanie jego wpływu. Uważał tylko, że był On na tyle przewidujący, by skonstruować mechanizm nie wymagający okresowych poprawek.
Bóg Leibniza nie jest tylko władcą, podtrzymuje On istnienie rzeczy, które bez Niego nie mogłyby istnieć. Dlatego jeśliby już porównywać go do władcy, to do takiego, który tak doskonale wychował swych poddanych (i podtrzymuje ich zdolności oraz dobrą wolę swoimi staraniami), że nie musi ich ulepszać. Okresowe poprawki w świecie byłyby albo nadprzyrodzone, albo przyrodzone. W pierwszym przypadku dla wyjaśnienia zjawisk przyrodzonych odwoływalibyśmy się do cudów. W drugim zaś Bóg zostałby włączony do przyrody, byłby zatem jedynie duszą świata.
Clarke odpowiedział, iż mądrość Boga polega nie na tym, że stworzył On przyrodę, która może się bez Niego obejść – to jest niemożliwe, bo nie ma sił przyrody niezależnych od Boga w takim sensie, jak np. ciężary i sprężyny niezależne są od woli ludzi. Określenia, takie jak poprawki czy reforma, mogą być używane tylko w stosunku do nas. Jeśli z biegiem czasu świat rozprzęgnie się w chaos, to zostanie być może później zreformowany albo doprowadzony do innej postaci. Należy jednak tych pojęć używać z ludzkiej jedynie perspektywy – obecna budowa świata, następujący później nieporządek i późniejsze odnowienie są dla Boga częścią jednego, pierwotnego, planu. Mądrość Boża nie polega na wcześniejszym przygotowaniu środków zaradczych, które zapobiegną nieporządkom w naturze. Dla Boga nie ma żadnych nieporządków, żadnych sił przyrody, które mogłyby cokolwiek zrobić same. Boża mądrość polega na tym, że Bóg już wcześniej przewidział to, co jego moc bez przerwy urzeczywistnia.
Gdy mówią, że Bóg zachowuje wszystkie rzeczy, że działa na nie, podtrzymuje ich byt, siły, rozmieszczenie i ruch – to Clarke się z tym zgadza – ale gdy ma On jedynie przypominać króla, który dał swym poddanym możność właściwych postępków i nie kieruje nimi dalej, to Bóg taki byłby jedynie Stwórcą, ale nie Władcą.
Clarke sądził, że także rozróżnienie między przyrodzonym a nadprzyrodzonym jest rozróżnieniem ludzkim, dla nas regularny ruch Ziemi jest „przyrodzony”, a zatrzymanie go na jeden dzień byłoby „nadprzyrodzone”, jedno i drugie jednak wymaga takiej samej mocy i jest tak samo naturalne dla Boga. Bóg, choć jest wszędzie obecny, nie jest duszą świata, dusza bowiem jest częścią połączenia z ciałem i obie części tego połączenia działają wzajemnie na siebie. „Bóg natomiast jest obecny w świecie nie jako część, lecz jako władca, oddziaływa na wszystko, lecz nic nie oddziaływa na Niego”.
Leibniz przypomniał, że zdaniem teologów istnieje rozróżnienie między przyrodzonym a nadprzyrodzonym. Nadprzyrodzone jest to, co przekracza wszystkie siły stworzeń:
gdyby Bóg chciał uczynić tak, aby ciało wolne posuwało się w eterze po linii kolistej wokół pewnego stałego środka, i to bez udziału żadnego innego stworzenia, to powiem, że mogłoby się to stać tylko cudem, skoro nie tłumaczy tego natura ciał, ponieważ ciało wolne oddala się w sposób naturalny od linii krzywej po stycznej. Dlatego to utrzymuję, że właściwie zwane przyciąganie ciał jest rzeczą cudowną, skoro nie może tłumaczyć go ich natura [36].
Clarke replikował, że samo pojęcie cudu zawiera w sobie odstępstwo od zwykłego biegu zdarzeń, bo inaczej każdy ruch planet musielibyśmy uznać za cud, ponieważ przekracza możliwości stworzeń. Zdaniem Clarke’a
przyciąganie się dwóch ciał sans aucun moyen [bez żadnego środka] nie jest zaiste cudem, lecz sprzecznością, albowiem zakłada to, że coś działa tam, gdzie go nie ma. Środek jednak, za pomocą którego dwa ciała przyciągają się wzajemnie, może być niewidzialny, niedotykalny i odmiennej natury niż mechanizm, mimo to, ponieważ działa prawidłowo i stale, może być zwany naturalnym, a jest przy tym znacznie mniej cudowny niż poruszanie się zwierząt, którego nigdy nie nazywa się cudem [36].
Zagadnienie związku duszy i ciała, możliwości kierowania ciałem przez duszę, wypłynęło również w tej polemice. Dla Clarke'a (i Newtona) był to nie tylko poważny problem naukowy, lecz również model kierowania materią przez niematerialnego Boga. W koncepcji Leibniza nie istniało żadne oddziaływanie ciała i duszy, a zgodność między nimi była wprzód ustanowiona przez Boga. Zgodnie z nieco złośliwym porównaniem Voltaire'a ciało i dusza w systemie Leibniza
są to dwa stworzone przez Boga zegary, z których każdy ma własną sprężynę i które przez jakiś czas posuwają się w doskonałej zgodności: jeden wskazuje godziny, drugi dzwoni. Zegar, który wskazuje godziny, wskazuje je nie dlatego, że drugi dzwoni, lecz dlatego, że Bóg w ten sposób ich ruch ustanowił, żeby wskazówka i bicie zegara stale sobie odpowiadały [69].
Samemu Lebnizowi koncepcja wprzód ustanowionej harmonii wydawała się „najpiękniejszym i najbardziej niezaprzeczalnym dowodem istnienia Boga; albowiem tylko Bóg, czyli jedna przyczyna wspólna, może stworzyć tę harmonię rzeczy”. Clarke nie omieszkał porównać tej koncepcji do nieustającego cudu, odpłacając Leibnizowi jego własną monetą.
Ale i Leibniz potrafił atakować. Niewidzialne i niedotykalne substancje, które miałyby odpowiadać za oddziaływania takie jak grawitacja, są pomysłem śmiechu wartym:
Zresztą jeśli przestrzeń opróżniona z ciał (którą się sobie wyobraża) nie jest całkiem próżna, to czym jest wypełniona? Istnieją może jakieś rozciągłe duchy lub niematerialne substancje zdolne rozciągać się i kurczyć, które po niej sobie wędrują i przenikają się, nie wyrządzając sobie szkody, tak jak cienie dwóch ciał przenikają się na powierzchni muru? Widzę, jak powracają tu ucieszne rojenia nieboszczyka p. Henry Morusa (męża uczonego i pełnego zresztą dobrych chęci) oraz kilku innych, co sądzili, że duchy te mogą się stać nieprzeniknione, kiedy im się to żywnie podoba. Byli nawet i tacy, co sobie roili, że człowiek w stanie nieskazitelności ma też dar przenikania, ale że przez swój upadek stał się zasklepiony (solide), nieprzejrzysty i nieprzenikniony [36].
Można sobie wyobrazić, jak musiał reagować Newton na kpinki tego rodzaju, nie tylko przecież z poglądów Henry’ego More'a, ale i z tego, w co sam wierzył przez całe swoje życie.
Fizyka Newtona wprowadzała ogromną dozę arbitralności do objaśnień świata. Arbitralne były same prawa matematyczne, arbitralne były również warunki początkowe niezbędne do korzystania z tych praw. Newtoniści doszukiwali się więc celowości w wyborze takiego, a nie innego urządzenia świata, należało z niego – ich zdaniem – odczytywać wolę Bożą. Według Leibniza w sytuacji, gdyby Bóg miał wybierać między równoważnymi rozwiązaniami, nie mógłby w ogóle działać. Do zbudowania matematyki wystarczy zasada sprzeczności, lecz w fizyce konieczna jest jeszcze jedna zasada: zasada nieodzowności racji dostatecznej, która wskazuje, dlaczego rzeczy mają się raczej tak, a nie inaczej. Zasadę tę wykorzystał Archimedes, przyjmując aksjomat, że jednakowe ciała zawieszone jednakowo daleko będą w równowadze.
Clarke nie zgadzał się oczywiście na zasadę nieodzowności racji dostatecznej. Przyznawał tylko, że wszystko ma swoją przyczynę i że często przyczyną tą może być wola Boża. Czym innym bowiem wyjaśnić można, że jeden układ ciał został stworzony w jednym, a drugi, podobny, w drugim miejscu, a nie odwrotnie? Zanegowanie wolnej woli Boga oznaczałoby poddanie jego dekretów jakiemuś ograniczającemu prawu.
Taka koncepcja działania woli Bożej bez żadnej racji była z kolei zupełnie nie do przyjęcia dla Leibniza:
Prosta wola, bez żadnego motywu jest fikcją nie tylko przeciwną doskonałości Bożej, lecz nadto chimeryczną i sprzeczną, niezgodną z definicją woli [...] [36].
Zdaniem Clarke'a natomiast Bóg Leibniza miał zbyt mało wolności wyboru: przypominał los albo przeznaczenie, ponieważ nie byłby w stanie powziąć decyzji, gdyby okoliczności zewnętrzne nie faworyzowały żadnej decyzji – był zatem jak waga, która przy równych ciężarach nie może wykonać żadnego ruchu.
Leibniz uważał, iż zasada racji dostatecznej zawsze ma zastosowanie – nie ma bowiem dwóch przedmiotów czy sytuacji nierozróżnialnych, jak nie ma dwóch identycznych liści. Newtonowski świat zbudowany z jednakowych atomów był dla Leibniza zupełnie nie do przyjęcia.
Z zasady racji dostatecznej wynikało zdaniem Leibniza, że nie istnieje przestrzeń absolutna. Absolutna przestrzeń byłaby nieskończona i wieczna, a jednocześnie podzielna. Dwa pierwsze atrybuty należą do Boga, stąd pokusa, aby przestrzeń uznać za Boga lub choćby za Jego atrybut – Bóg jednak nie ma części. Przestrzeń nie jest absolutna, jest jedynie porządkiem rzeczy współistniejących, podobnie jak czas jest porządkiem następowania po sobie. Dlatego kwestia umieszczenia układu ciał w tym, a nie innym miejscu przestrzeni jest źle postawiona: liczą się jedynie położenia jednych ciał względem drugich. Gdyby istniały dwa równoważne rozmieszczenia ciał, to przeczyłoby to zasadzie racji dostatecznej, nie można bowiem wskazać powodu uprzywilejowania i wyboru jednego z nich kosztem drugiego. Tak samo nie ma sensu pytanie, czemu Bóg nie stworzył świata o rok wcześniej – znów nie można by wskazać racji takiego, a nie innego wyboru, czas nie jest jednak czymś niezależnym od zdarzeń i w tym wypadku nie było żadnego wyboru.
Według Leibniza zasada dostatecznej racji nie jest wprowadzeniem fatalizmu i nie trzeba się jej obawiać, ponieważ nie chodzi o ślepy los, lecz o Opatrzność opartą na najwyższym rozumie. Bóg stworzył najlepszy z możliwych do stworzenia światów. Tylko w ten sposób – jak sądził Leibniz – można było pogodzić dobroć Boga ze złem przejawiającym się w świecie: świat stworzony został tak, aby zminimalizować ogólną ilość zła. Gdyby dopuścić, że Bóg bezpośrednio rządzi światem, musielibyśmy obarczyć Go odpowiedzialnością za wszelkie zło, byłby On raczej arbitralnym despotą niż rozumnym i dobrym władcą.
Zasada dostatecznej racji stanowi również argument przeciw atomom i próżni – których Leibniz nie uznawał. Nawet najmniejsze ciało dzieli się w nieskończoność. Inaczej Wszechświat byłby pozbawiony całego świata istot w nim zawartych. Rzeczy są obdarzone najwyższym stopniem doskonałości, jaki jest możliwy bez naruszania doskonałości innych rzeczy. Próżnię natomiast zawsze można wypełnić nie szkodząc niczemu.
Polemika nie mogła przekonać ani pokonać żadnego z adwersarzy. Młodzieńcze marzenie Leibniza o automatycznym sposobie rozstrzygania sporów filozoficznych nie spełniło się. Opór Leibniza przeciw newtonowskiej nauce pomaga uzmysłowić sobie nowatorstwo podejścia Newtona. Stanowisko Newtona przeczyło bowiem nie tylko poglądom Leibniza, ale i tradycji filozoficznej, której bronił Leibniz. Spór o wiarę filozoficzną pozostał nierozstrzygnięty. Późniejszy sukces Newtona był sukcesem nauki opartej na matematycznym rachunku, a nie zwycięstwem słusznej metafizyki.
Również i w tym filozoficznym sporze swój udział miały okoliczności mniej wzniosłe. Leibniz zabiegał o przychylność Jerzego I, od 1714 r. króla Anglii, a przedtem elektora hanowerskiego. Gdy dwór przeniósł się do Londynu, Jerzy nakazał Leibnizowi pozostać na miejscu w celu dokończenia pisania historii domu brunszwicko-hanowerskiego. W przeciwieństwie do Newtona otoczonego czcią rodaków Leibniz był samotnym starym człowiekiem bez rodziny, bez uczniów i bez dworu, na którym mógłby błyszczeć.
Gdy w trakcie wymiany listów z Clarke’em zmarł w 1716 r., w pogrzebie wziął udział tylko jego sekretarz, a na płycie nagrobnej na dziedzińcu kościoła w Hanowerze zamiast pompatycznego epitafium znalazł się jedynie prosty napis: ossa Leibnitii.